wtorek, 30 kwietnia 2013

Zbrodnia Ikara


Kiedy jesteś w pustce otacza Cię jedynie mgła, nie widzisz nic. Potem zaczynasz widzieć innych ludzi, mgła się unosi, światło dociera do każdej części Ciebie, rozlewasz światło na innych, stajesz się światłem dla innych, rodzisz się jak wszechświat, jak wielki wybuch. Stajesz się wszystkim. Nagle widzisz pojedyncze słońce, stajesz się życiem, biegniesz, śpiewasz, chcesz dać cały wszechświat wszystko co masz. Słońce spala ....zostajesz znowu w pustce...a dookoła nic tylko mgła.
To jak studnia bez dna – wołasz a tam tylko echo

Zbrodnia Ikara

zbliżyłem się do Słońca
a ostrzegało
wypaliło oczy
Upadłem
a teraz ?
jak skulony piesek pod ścianą
przygarnij pieska

Czy zbrodnią Ikara była miłość do Słońca? Czy raczej egoizm?
A może ambicja ?
Czy Słonce było warte aż takiego poświęcenia?
Człowiek osiąga pewien pułap w swoim życiu i albo stoi w miejscu a  życie i tak płynie pod jego nogami, albo rusza z miejsca szukając wyższych celów.
Załóżmy że wyższym celem jest Słońce. Czy osiągnięcie gwiazdy jest możliwe?
A jeśli już się osiągnie i nie spali, czy gwiazdy i tak w końcu nie zgasną ?
To się nazywa – „Postęp”, czyli osiąganie kolejnych pułapów do osiągnięcia celu.
Dlaczego zatem tak wielu ludziom się to nie udaje, poświęcają siebie, swoje życia dla postępu, a potem gasną i nikt nawet nie zauważy że istnieli, oprócz tych co przychodzą po nich?
To samo można powiedzieć o Miłości. Spotykamy osobę, która wydaje się być Słońcem, rozjaśnia nasze mroki, lecz im bardziej się zbliżamy to Słońce się wypala, czujemy się samotni, mimo że nie jesteśmy sami.
Ambicja, Egoizm, czy Miłość? A może wszystkie razem?
Czy ludzie postępu kierują się tymi uczuciami?
A gdzie Wiara i Nadzieja, czy te cnoty są dzisiaj przestarzałe, by je pomieścić w rozumie?
Można by  zadawać pytania w nieskończoność.
Jednak nie jest zbrodnią pytać, nie jest zbrodnią wychylać się przed szereg i zdobywać więcej. Więcej marzyć, więcej podróżować, osiągać szczyty.
Podróże do naszego Słońca mają różne wymiary na wielu płaszczyznach.
Wielowymiarowość lotu jest częścią życia.
Nie ważne gdzie jest Twoje Słońce, włącz ambicję, egoizm, poczuj ten miłosny wiatr i leć.

Beztroski Bartek



- Uciekaj stąd !  – krzyknęli pasterze

- Ja nic nie robię, ja sobie leżę.

- Wynoś się z łąki Ty niecny hultaju !

- Mnie się podoba, tu jest jak w raju.

- Ty sobie własne kup rajskie pastwisko !

- Nie jestem Ty, mam imię, nazwisko.
  Ja jestem Bartek, nazwiska nie powiem.

- Czekaj szczeniaku, wszystkiego się dowiem !

- Ja sobie leżę, nikomu nie szkodzę,
  jestem jak strach na jednej nodze,
  pomagam ptaszkom w porannym śpiewie.

- Jestem ciekawy dlaczego na drzewie…

piątek, 19 kwietnia 2013

Piknik


Mała Iga
na rolkach śmiga,
po ścieżkach w parku z każdym się ściga.
Tylko mi miga
ta mała Iga.
Co się pojawia,
tak szybko znika.
Potem Iwona, potem Monika,
jak dzika.
Zdejmijcie rolki,
na kocyk spraszam,
koszyczek pełny dla was ogłaszam,
łzami ze śmiechu trawkę wam zraszam
… przepraszam.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Czytanie wierszy


Świdruje mój umysł,
tak wierci w sercu,
 
że mógłbym tu stanąć
na ślubnym kobiercu
.
Dla tego głosu - cóż ja bym zrobił:
że moją duszę tak pięknie przyzdobił,
że mi wibrują te dźwięki kochane,
że słowa tak płyną, tak pięknie czytane,
że zgrabnie swoje usteczka układa.
Ach…  jaki motyl w mym sercu siada.
Tak dumnie patrzą moje oczy pieska
Cóż to za Panna,  jak  zjawa niebieska?
Przysiadam blisko nadstawiam ucha,
poezja wprost płynie do mego ducha,
trąca skrzydełkiem motylim ładnie,
krzyknie, rozbuja i serce ukradnie.
I teraz siedzę z chusteczką w dłoni.
Ach…niech ten głos się jeszcze wyłoni…

wtorek, 2 kwietnia 2013

Iluzja - rozdział drugi


Z pamiętnika

Robert był już kiedyś z dziewczyną. Miał za sobą prawie trzy letni związek, który o mały włos nie zakończył się ślubem.
Listy, które pisał do Marii pomagały mu zapomnieć, były balsamem dla zranionego serca.
Po zakończeniu swojego pierwszego związku ciemna otchłań pożerała go od środka i nie potrafił sobie z tym poradzić. Rzucił się w wir pracy aby nie myśleć. Jednak smutek dopadał go w każdej chwili. Pomyślał, że jeśli napisze o tamtym związku, to ból może będzie mniejszy. Usiadł przy stole i napisał:

Z pamiętnika pierwszej miłości

Poznałem ją kiedyś w parku w Warszawie
Dziewczyna wyśniona, wręcz znakomita.
Z chłopakiem siedziała sobie na trawie,
W miłosnym uścisku była spowita.
Wymieniłem z nią tylko kilka słów,
O miłym spotkaniu i o pogodzie,
Przysiadłem się do nich, po chwili znów
Myślałem tylko o jej urodzie.

Jakiś czas później znów ją spotkałem
Była swym losem wręcz zrozpaczona.
W tych pięknych oczach smutek ujrzałem,
Bo przez chłopaka była rzucona.
Tak się zaczyna ta nasza przygoda
Co pierwszą miłością dla mnie się stała.
Wtedy lipcowa była pogoda
Swą ciepłą aurą uczuciom sprzyjała.

Był późny wieczór, a ja w swym mieszkaniu
Ciągle myślałem o przyszłym spotkaniu.
O wspólnym szczęściu i domu z ogrodem,
O życiu płynącym i mlekiem i miodem.
O dniu radosnym zawarcia małżeństwa
O chwili triumfu – miłości zwycięstwa.
Nasze spotkania, wspólne wyjazdy
Zmieniły świat na jeszcze barwniejszy.
Świeciło słońce, błyszczały gwiazdy
Stawał się dla nas coraz piękniejszy.
I nastał dzień co przyjemności
Rozdawał zrzuconą bielizną,
Tak wobec świata i naszej bliskości
Z chłopaka stałem się – mężczyzną.

Raz kiedy miała swe urodziny
Zabrałem ją w podróż wybrzeżem Bałtyku.
Na morskich plażach do późnej godziny
Dużo zebrałem radości promyków.
Tak samo w górach byłem olśniony.
Gdy w zakopiańskie przybyliśmy strony
Góry witały nas majestatem,
Na zboczach śniegi leżały latem
I pełno ludzi turystów witało.
A gdyby tego było jeszcze mało
Opowiem wam wierszem co tam się działo.

Pierwszego dnia pomysłem błysnąłem
By wspiąć się na szczyt Wierchu Kasprowego.
Dziewczynę za rękę mocno ująłem
Na drodze szlaku turystycznego.
Wędrówka trwała ze cztery godziny
Jak dotarliśmy do pięknej polany.
Na środku stał domek jakiejś gaździny
Na ganku zaś góral stał niewyspany,
Bo się przeciągał niczym niedźwiedź wielki
Wieszając na belce dwie duże derki.
I dotarliśmy na szczyt tamtej góry
Pod nami puchate wisiały chmury,
A gdy widok stał się już odkryty
Stwierdziłem z powagą – pomyliliśmy szczyty.

Trudna ta wspinaczka była
Po głębokim śniegu.
A tak się skończyła,
Że skokiem z rozbiegu
Na strome zbocze góry
Zjechaliśmy po śniegu
Przebijając niższe chmury.
Aż dotarliśmy przemoczeni cali
Na ową polankę do domku górali.

Trzy dni minęły jak jedna chwila.
Wspaniałe przygody jakby zamknął czas.
Czas, który słodko życie umilał
Lecz te wspomnienia zostały w nas.
Miesiące mijały pełne radości
Na naszych spotkaniach, wyznaniach miłości,
Na krótkich wyjazdach na łono przyrody,
Nad rzekę, za miasto, gdzie więcej swobody.
Wreszcie, gdy miłości byłem już pewny
Poprosiłem o rękę mojej królewny
Dając pierścionek zaręczynowy
Całkiem do ślubu byłem gotowy.
Cieszyłem się jak dziecko
Gdy mi powiedziała,
Że zawsze już tylko
Mnie będzie kochała.

I jeszcze coś się stało.
Już wieść wokół krąży
W głowie mi zawirowało,
Bo ona jest w ciąży.

Byłem w siódmym niebie, tryskałem radością
I ślub planowałem z wielką miłością.
I wspólne mieszkanie chciałem wynająć
By miejsce na zawsze w jej sercu zająć.
Tak planowałem każdą godzinę
Aby założyć własną rodzinę.
Smutek i rozpacz wkradł się w mą duszę
Kiedy miłości maskę swą zdjęła
Wielkie w swym sercu cierpiałem katusze
Bo moje dziecko wnet usunęła.
Ciężko wybaczyć to, co się stało.
W mym sercu tliły się wątpliwości.
Czy nasze słońce świecić przestało?
Czy ona dla mnie ma trochę miłości?

I uwierzyłem w jej tłumaczenia
Że chce być wolna bez obowiązków,
Że nie chce zawierać już żadnych związków,
Że chce jak ptak żyć na wolności
I nie chce się bawić w jakieś miłości.
Postanowiłem jeszcze raz spróbować
Coś może naprawić, na nowo zbudować,
Lecz słońce co nam przyświecało
Już bardzo mało światła dawało
Aż w końcu zgasło już niekochane
Jak dziecko od matki siłą zabrane.

Teraz, kiedy wiersz ten piszę
Rozrywając te wspomnienia
Jakaś melodia płynie przez ciszę
W wielobarwnych odcieniach.
Dzisiaj, choć czasu tyle minęło
Od chwil tamtych radości
Chcę, by się to zamknęło
W pamiętniku pierwszej miłości.

Odłożył długopis, jeszcze raz przeczytał to, co właśnie napisał.
- Zaczynam nowy rozdział – powiedział, patrząc na zdjęcie Marii.


***

Następnego dnia zatrzymał się na poboczu drogi, wyjął kawałek kartki i spisał to, co akurat w duszy mu grało:

Niczym śpiew Syren
Głos duszy Twej słyszę.
Wdziera się do serca, zostawia ślady
Wdziera się w mą ciszę.
Niczym Odyseusz się przywiązuję
Do masztu obojętności
I choć tęsknię, choć czuję
Tak boję się miłości.
Jest taki śpiew
Którego nie słyszą uszy
Mimo że głośno
… To śpiew duszy.

List

Drogi Robercie
Kiedy w zimowe, ciemne, mroźne łódzkie popołudnia wracałam do domu z wykładów, przechodziłam koło jasno oświetlonych okien, z których dolatywał zapach podawanego właśnie do stołu obiadu lub wyjmowanego z piekarnika ciasta. Gwar rozmów i śmiech dzieci, czasem dźwięk radia lub telewizora i coś jeszcze…jakieś nieokreślone, wyjątkowe ciepło, rodzina, serdeczna atmosfera.
Patrzyłam w te okna i tęskniłam. Za domem – nie, nie tym moim rodzinnym z mamą i tatą, który dawno przestał nim być.
Tęskniłam za moim przyszłym domem, który będzie mój – całkowicie.
Wracałam wtedy do mojego pustego, ciemnego pokoju na Szklanej, robiłam sobie herbatę…czułam się samotna. Samotna i bezdomna.
Pomimo, że wiedziałam, że drzwi moich rodziców są dla mnie zawsze otwarte, czułam się jakbym nie miała swojego miejsca. Czułam pustkę, samotność i tęsknotę. Marzyłam – sama nie wiem o czym. Marzyłam o Wielkiej Prawdziwej Miłości, wzniosłych słowach, szalejących uczuciach, fantastycznych przygodach.
A teraz – moje marzenia spowszechniały, spowszedniały, stały się proste, przyziemne…
Marzę o własnym domu i niech to będzie pokoik wielkości windy, ale niech będzie na dłużej.
Marzę o własnym domu z własnymi firankami, ściereczkami, kubeczkami i rondelkami, kwiatkami w doniczkach, żelazkiem i odkurzaczem i wszystkimi tymi drobiazgami które tworzą prawdziwy Dom. Dom przez duże „D”.
Jednak to nie wszystko. Mogę mieć mieszkanie, dom, willę, pałac, luksusy, to wszystko na nic, jeśli nie będę miała z kim się tym podzielić.
Mogę sprzątać, prać, prasować, gotować obiady, piec ciasta, ale to wszystko nie ma najmniejszego sensu, jeśli robię to tylko dla siebie.
Dlatego wolę chleb ze smalcem w maleńkiej kawalerce z Tobą niż kawior w luksusowej willi bez Ciebie.
Bo to nie sprzęty, czy pomieszczenia tworzą dom, lecz ludzie.
I to właśnie Ty jesteś tym człowiekiem na którego chciałabym czekać z obiadem i który będzie czekał na mnie, gdy będę miała zajęcia do późna.
Marzę o domu – takim ze światłem, ciepłem, rozmową, muzyką i miłością, a przede wszystkim z Tobą.
Wierzę, że jesteś w stanie spełnić te wielkie marzenie i… dziękuję Ci za to.
Twoja zawsze, bez względu na wszystko
Maria

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Iluzja - rozdział pierwszy


Rozdział I

Listy

„I pisaliśmy listy do siebie…ja i moja gwiazdka na niebie”

W pustym pokoju, gdzie jaśniały tylko światła wszędzie porozpalanych świec, siedział w milczeniu z długopisem w dłoni. Pisał list.
W głowie Roberta przebiegały obrazy przyszłości, marzenia o kobiecie, z którą chciałby spędzić życie. Przeczytał o niej w jednym czasopiśmie w jakimś kąciku samotnych serc. Nigdy tego nie robił, gazeta wpadła w ręce całkowicie przypadkowo podczas pewnej kąpieli w wannie.
Maria stała się jego obsesją.
Nie było w tym kąciku podanego telefonu, jednak był adres pod który należy pisać.
Pierwszy list jaki wysłał był bardzo ogólny, z początku nie myślał, że coś z tego wyjdzie. Nawet zapomniał o nim. Trzy miesiące później nadeszła odpowiedź.
Chciała go poznać. Opowiedziała o sobie, o artykule, że to mama wysłała bez jej wiedzy. Pisała, że mieszka w żeńskim internacie przy liceum prowadzonym przez siostry zakonne. Był w siódmym niebie. Chciał pisać jak najwięcej, opowiedzieć o sobie, o swoim życiu, przemyśleniach.
W jego duszy nagle zakwitła wiosna.
Otworzył kolejną puszkę piwa, a stronice listu wypełniały się niebieskim drukowanym pismem. Miał dopiero 21 lat, a ona 17.
Nigdy nie miał prawdziwego przyjaciela. Odkąd skończył szkołę praca zajmowała większość jego dni. Po pracy wracał do domu zaglądając po drodze do skrzynki na listy z nadzieją, że ujrzy w niej kolejną kopertę.
Otwieranie listów to był prawdziwy rytuał. Musiała być kawa, zapalone świece, czuł że gdyby to zrobił zbyt szybko, to mógłby ją obrazić. Dokładnie analizował każde słowo, szukając na tych kartkach jej obrazu.
Taki stan trwał 2 lata.
W jednym z listów Maria podała numer telefonu.


Telefony

Nie zadzwonił, bał się że coś się zburzy, że jeśli ją usłyszy to nie będzie wiedział co powiedzieć. Sama myśl o telefonie była dla niego paraliżująca. Chciał oczywiście przejść na ten wyższy stopień relacji, ale jakoś nie miał odwagi. Napisał jej o tym podając oczywiście swój numer. Długo się zastanawiał, czy to zrobić, jednak zakleił kopertę i wrzucił do skrzynki.
Nie było odwrotu.
Zadzwonił telefon.
Robert pośpiesznie podniósł słuchawkę.
- Słucham?
- Cześć to ja Maria
- No cześć, miło że dzwonisz, fajnie jest móc Cię usłyszeć.
- Ciebie też …hihi
Długa przerwa …
- Zadzwoniłam, bo wiedziałam że Ty tego nie zrobisz wstydzioszku Ty.
- yyy no i wreszcie się słyszymy.
- Co się tak powtarzasz, nie denerwuj się… hihi
- Nie denerwuję się, ale mam trochę nogi jak z waty i serce mi wali jak oszalałe.
- Nie martw się mnie też, ale mimo wszystko się odważyłam.
- Podoba mi się Twój głos
- A mnie Twój…hihi.
- Chciałbym się z Tobą zobaczyć. Szkoda że jesteś tak daleko…
Pierwsza rozmowa trwała jakieś 10 minut, ale Robertowi wydawało się, że trwała co najmniej pół godziny. Nie chciał kończyć, ale to było dla niego dosyć spore przeżycie. Nie raz myślał, by wsiąść w samochód i pojechać do tego miasta odległego o 300 kilometrów tylko po to, by ją zobaczyć.
Za każdym razem, gdy o tym myślał, nachodziły go inne myśli – a co jeśli…
Jeśli się jej nie spodoba, jeśli te spotkanie zburzy tę tajemniczość listów.
W listach był jej guru, jej przewodnikiem duchowym. Zwierzała mu się ze wszystkich trosk. Co będzie jeśli zobaczy w nim zwykłego człowieka?
Pozostali przy listach.
Oczywiście było jeszcze między nimi kilka rozmów przez telefon, ale oboje wiedzieli, że łatwiej jest i więcej można powiedzieć zwykłej kartce papieru.


Spotkanie

Maria zaczęła studia w Łodzi. Wynajęła mieszkanko dwupokojowe razem z innymi studentkami. Była coraz bliżej.
Nadal pisali listy i zaczęli dzwonić do siebie częściej ale atmosfera robiła się coraz bardziej napięta gdy rozmowa przechodziła na sprawy sercowe.
Nie chciała o czymś mówić.   
- Czas na spotkanie – powiedział jej Robert do słuchawki.
Czekała na niego na przystanku PKS wpatrzona w okna nadjeżdżającego autobusu.
Poznał ją od razu. Setki razy wpatrywał się jej zdjęcie, które przysłała 2 lata wcześniej.
Podszedł do niej i przytulił bez słowa, a Maria odwzajemniła uścisk.
Chwilowo była sama w mieszkaniu, więc Robert czuł się dobrze tylko w jej towarzystwie. Opowiadali sobie historie ze swojego życia, ona o studiach, on o pracy.
- Podoba mi się bardzo pewien chłopak.– powiedziała nagle.
Robertowi pociemniało w oczach. W pokoju zrobiło się jakoś duszno, gorąco łapało go za gardło i dusiło całą swoją mocą. Chciał wykrzyczeć, że ją kocha, pragnął ze wszystkich sił wziąć ją w swoje ramiona i tak pozostać.
- Spotykacie się? – zdołał jednak wydusić.
- Nie jako para, ale jako przyjaciele. Chciałabym by mnie wreszcie dostrzegł.
- A co z nami? – spytał. Wyznawaliśmy sobie przecież miłość tyle razy w listach. Czy to było prawdziwe?
- Oczywiście że było prawdziwe, ale zawsze byłeś dla mnie kimś nieuchwytnym. Kimś, kto jest daleko, takim trochę sennym marzeniem. Tyle razy marzyłam abyś był przy mnie. Nawet nie wiesz jak bardzo tego pragnęłam.
- Ale teraz jestem…
- Wiem i to jest dla mnie nowość. Jest tyle rzeczy. Muszę sobie to jakoś poukładać.
Nawet się nie obejrzeli gdy nastał wieczór.
Czas gonił na łeb i na szyję, a pociąg odjeżdżał za kilka minut.
Przytulił ją po raz ostatni tego dnia.
Pociąg osobowy Łódź Fabryczna – Warszawa Wschodnia ruszył o czasie.


Rewizyta

Minęło trochę czasu odkąd Robert był w Łodzi. Co wieczór siedząc w swoim pokoju wspominał każdą sekundę rozmowy, a radość jaka została zasiana w jego duszy udzieliła się w jego wierszach. Znowu zaczął pisać.
Zadzwonił telefon. Powiedziała mu, że przyjeżdża do Warszawy na cały tydzień, bo zapisała się na jakieś szkolenie i warsztaty.
- Już nie mogę się doczekać – powiedział – zaczynam odliczać czas by móc znowu być blisko Ciebie.
Serce mu waliło jak oszalałe. Ona tu będzie. Znowu ją zobaczę.
Nie mógł jednak wyjść jej na spotkanie, bo akurat tego dnia musiał wyjechać w swoją kolejną podróż służbową, tym razem do Rzeszowa.
Przed zaśnięciem na stacji benzynowej w kabinie ciężarówki zadzwonił kolejny raz i życzył jej spokojnej nocy.
Nie pamiętał drogi powrotnej, minęła jakoś szybciej niż normalnie.
W Warszawie przesiadł się do osobówki i pojechał na spotkanie z Marią.
Czekała na niego w umówionym miejscu.
Teraz miał ją u siebie w swoim pokoju i pokazywał jej cały swój świat. Czytał wiersze i po raz pierwszy zagrał dla niej na swojej gitarze.
Siedziała naprzeciwko wpatrzona w niego, a jej oczy uśmiechały się z każdym akordem wydobytym z pudła.
- To było piękne – powiedziała
Robert nigdy nie zapomniał tego wieczoru.
Odwiózł ją z powrotem i jeszcze długo siedzieli w samochodzie nie mogąc się rozstać.
- Tak – powiedziała nagle.
Spojrzał na nią zaciekawiony.
- Tak, chcę być z Tobą.
Przechyliła się do niego i pocałowała w usta.
Zawirowało wnętrze samochodu, jakby wszystkie wichry nagle chciały się z niego wydostać. Złapał jej ręce za nadgarstki i przyciągnął do siebie.
- Pokażę Ci jak się całuje.